Aktualności
Powódź nie jest winą leśników
Powódź nie jest winą leśników
W ostatnich dniach coraz częściej w sieci można się natknąć na komentarze sugerujące, że współwinnymi powodzi na Dolnym Śląsku są… leśnicy. Takie oskarżenia pojawiają się po raz pierwszy, choć powodzie dotykają Polskę regularnie. Tylko w XX wieku nawiedziło nasz kraj 14 większych podtopień, w XIX wieku – 7, w okresie nowożytnym historycy zanotowali 13 takich kataklizmów, a w średniowieczu 15. Leśnicy od lat prowadzą wiele działań zwiększających zatrzymywanie wody przez lasy. Trzeba jednak pamiętać, że mogą one być jedynie niewielkim ogniwem w całym łańcuchu działań retencyjnych realizowanych w naszym kraju.
Takich opadów nie zatrzyma żaden las
Gdy w krótkim czasie spadają tak olbrzymie ilości deszczu, jak miało to miejsce w ostatnich dniach na Dolnym Śląsku, żaden las nie ma szans ich przyjąć i zatrzymać, niezależnie czy to będzie las państwowy czy park narodowy, las gospodarczy czy las naturalny. Tylko jednej doby nad masywem Śnieżnika spadło tyle, ile zwykle spada przez 2 miesiące: 200 litrów deszczu na każdy metr kwadratowy. To tak jakby na powierzchnię wielkości niedużego stolika wylać 20 wiader wody!
Susza utrudnia wchłanianie wody
Na przyjmowanie wody przez grunt, oprócz wielkości opadów, znaczenie ma czas jego trwania oraz rodzaj podłoża i jego przepuszczalność. Paradoksalnie sucha gleba jest zazwyczaj mniej chłonna niż gleba odpowiednio nawilżona. Od wielu lat cierpimy z powodu suszy na terenie całego kraju. Problem ten nie omija Dolnego Śląska, a wręcz jest tam szczególnie nasilony. Gdy gleba jest bardzo sucha i jej cząstki są otoczone powietrzem, staje się ona hydrofobowa. Woda zamiast wsiąkać w nią, tylko prześlizguje się po jej powierzchni i spływa w dół. Zjawisko to można zobaczyć na tym nagraniu: tuż po przejściu wezbranej wody gleba pozostaje zupełnie sucha. Doświadczyć tego zjawiska można we własnym domu: weźcie łyżkę kakao, zanurzcie ją w mleku, a potem wyjmijcie. Mleko spłynie po kakao, które pozostanie suche.
Dopiero umiarkowane, długotrwałe opady sprawiają, że wilgoć zwiększa przyczepność wody do cząstek gleby, staje się ona bardziej rozluźniona i jest w stanie wchłonąć więcej wody.
Pamiętajmy też, że część górskich szczytów, np. Śnieżnika, to gołoborza, po których woda spływa równie bezproblemowo, jak po asfaltowych drogach czy uregulowanymi i wybetonowanymi korytami rzek.
Przebudowujemy lasy, by lepiej retencjonowały wodę
Dolny Śląsk porastają w dużej mierze monokultury świerkowe, sadzone tam od XVIII w. Wybierano ten gatunek ponieważ szybko rósł, a jego drewno było chętnie wykorzystywane przez rozwijający się w regionie przemysł wydobywczy i hutniczy. Dziś wiele świerków, szczególnie w nadleśnictwach Międzylesie i Lądek Zdrój, sadzonych było jeszcze przez niemieckich leśników na początku XX wieku. Takie monokultury z czasem zaczynają sprawiać kłopoty. Przykładem mogą być świerkowe lasy w górach izerskich, które zamarły w latach 80. XX w. m.in. z powodu zanieczyszczenia środowiska.
Podobnie jest ze świerkami w Kotlinie Kłodzkiej. Długotrwała susza osłabia te drzewa, które stają się bardziej podatne na silne wiatry, choroby czy owady, na przykład kornika. Masowo zamierają całe połacie lasu, drzewa łamią się i przewracają. Sterczące kikuty zagrażają turystom, z lasu wycofują się gatunki związane z świerkiem, a także – a może w górskich warunkach przede wszystkim – zmniejsza się możliwość retencyjna lasu.
W takiej sytuacji możliwe są dwa rozwiązania. Pierwszym jest pozostawienie procesu naturze i liczenie, że za 100-200 lat las w tym miejscu powróci. Drugim działania aktywne: naśladujące naturę, ale przyspieszające jej procesy. Po pierwsze ograniczenie gradacji kornika, czyli usunięcie zaatakowanych przez owada drzew i wywiezienie ich z lasu. Po drugie, przebudowa lasu. Dziś 30-40 proc. pozyskania drewna w położonych najdalej na południe nadleśnictwach Lądek Zdrój i Międzylesie to cięcia sanitarne, a więc usuwanie uschniętych drzew połamanych przez wiatr lub zamarłych przez kornika.
Pozostałe cięcia w tutejszych lasach to działania związane z przebudową monokultur. Leśnicy w miejsce wyciętych świerków sadzą buki i jodły. Gatunki te nie rosną tak szybko jak świerki, ale takie różnorodne lasy będą bardziej odporne na zjawiska atmosferyczne, owady czy inne zagrożenia. Na Śnieżniku na terenach pokornikowych rosną już kilkuletnie młodniki. W ciągu ostatnich 18 lat udział gatunków liściastych na terenie wrocławskiej dyrekcji wzrósł o 4 pkt. proc. do 30,6 proc.
I choć przebudowa lasu oznacza początkowo konieczność wycięcia drzew, lasów w Kotlinie Kłodzkiej przybywa. Wielkość powierzchni zalesionej w Międzylesiu wzrosła z 10,1 tys. ha w 2000 r. do – 10,5 tys. ha w 2020 r., a Lądka Zdroju z 16,2 tys. ha w 2020 r. do 16,5 tys. ha w 2020 r.
Proces przebudowy lasów będzie trwał lata, ale jest konieczny, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Co niezwykle ważne las jodłowo-bukowo-świerkowy, do jakiego dążą leśnicy, ma dużo lepsze właściwości retencyjne niż monokultura świerkowa. Więcej wody zatrzymują zarówno korony buków, jak i ich opadłe liście leżące na ziemi. Według badań dr. inż. Juliusza Twaroga ten pierwszy las potrzebuje 1-2 minut na wchłonięcie 1 litra wody, podczas gdy starodrzew świerkowy około 13 minut. Właściwości retencyjne zamarłego lasu pokornikowego są oczywiście jeszcze mniejsze.
Realizujemy projekty retencyjne
Pozyskiwanie drewna wymaga tworzenia w lesie dróg i szlaków zrywkowych. Pamiętajmy jednak, że leśne drogi nie są budowane wyłącznie do transportu drewna. Przede wszystkim służą one jako drogi pożarowe, bez których nie bylibyśmy w stanie skutecznie chronić lasu przed ogniem, poruszają się nimi lokalni mieszkańcy, a turystom służą jako szlaki. Szlaki zrywkowe natomiast, które można znaleźć w internecie na dramatycznych fotografiach, już kilka miesięcy po zakończeniu eksploatacji wyglądają zupełnie inaczej. Są wyrównywane, zasypywane, zarasta je roślinność i wkrótce nie wyróżniają się na tle lasu.
Oprócz tego Lasy Państwowe budują szereg obiektów retencyjnych, których celem jest spowolnienie spływu wody i zatrzymanie jak największej jej ilości w lesie. Najprostszymi są wodospusty, poprzeczne wzniesienia tworzone na leśnych drogach, przypominając progi zwalniające. Sprawiają one, że woda, zamiast spływać drogą w dół, rozlewa się po jej bokach.
Bardziej złożone obiekty to wszelkie zbiorniki retencyjne, które mają magazynować jej nadmiar. Tylko w ramach projektów retencji górskiej zbudowano ich na terenie RDLP w Gdańsku prawie 400, a ich łączne zdolności retencyjne przekraczają 1 mln m3 wody. Ta gęsta sieć obiektów retencyjnych jest niezwykle istotna, ponieważ zapobiega wielu małym, lokalnym podtopieniom.
Warto też podkreślić, że Lasy Państwowe nie są zobowiązane żadnymi przepisami do realizowania projektów retencyjnych. Wszelkie tego typu działania są naszą własną inicjatywą.